25 marca 2024
Nasza strategia biznesowa na bieżący rok obejmuje solidny rebranding oraz zmianę nazwy na bardziej przyjazną użytkownikom – tak wskazuje tytuł artykułu.* Czy taka decyzja jest dobra? Mówi się, że “near me” (blisko mnie) dodane do słowa kluczowego ma magiczną moc w SEO. Jednocześnie krążą memy o restauracjach z egzotyczną kuchnią, które umieszczają taki napis w szyldzie. Rozważmy hipotetycznie, czy to ciekawy pomysł na biznes czy na klapę PRową.
Lokalizacja ma ogromne znaczenie dla Google. Nic dziwnego, bo każda sekunda to kolejne 37 tysięcy wyszukiwań z lokalną intencją. Co więcej, w ponad 50%, wyszukiwania z dodanym “blisko mnie” prowadzą do konwersji offline. Może więc to właśnie właściciele tajskiej knajpy “Near me” teraz śmieją się z nas, licząc dzienny utarg.
Oczywiście to nie takie proste. Na pozycję, widoczność wizytówki oraz konwersję składa się mnóstwo czynników. Lawina kiepskich opinii o jedzeniu w danej restauracji czy nieuzupełniony Profil Firmy w Google skutecznie zniechęcą klientów. Nawet jeśli lokal zmieni nazwę na “Pod twoim blokiem”.
Zadbaj więc najpierw o SEO na swojej stronie, wyświetlanie na urządzeniach mobilnych, uzupełnioną wizytówkę z aktualnymi danymi oraz o reputację online. Wtedy klienci i tak znajdą Twój bar “Na końcu świata”.
Profil firmy w Google powinien być przede wszystkim wypełniony jak największą ilością aktualnych informacji. Adres siedziby jest jedną z tych ważniejszych kwestii. Często jednak wykorzystuje się też lokalne słowa kluczowe w miejscach takich jak opis działalności, opisy usług, a czasem nawet w odpowiedziach na opinie. Czy to dobra praktyka? Tak długo jak robisz to w sposób naturalny i niewymuszony, nie zaszkodzisz sobie.
Pozostaje jednak kwestia dodania lokalizacji w nazwie firmy. Google tego nie poleca, jednocześnie firmy, które to praktykowały, radziły sobie całkiem dobrze z widocznością. Teraz niestety coraz częściej taką nazwę zmieni nam automatycznie, więc nie polecam opierać na tym swojej strategii.
*Tytuł wpisu jest oczywiście paskudnym clickbaitem oraz żartem na Prima Aprilis. Przygotowałam go z tygodniowym wyprzedzeniem, bo grafik copywritera to nie żart. A przynajmniej mi nie jest do śmiechu.
Strona używa ciasteczek. Potwierdź, aby kontynuować. Nasza Polityka Prywatności więcej
Cookie na tej stronie są ustawione na "zezwalaj na pliki cookie", aby umożliwić Ci najlepszy sposób przeglądania strony.